TIBETE LIVRE JÁ!!!

wtorek, 11 października 2011

Motywacja.

Czyli cos, czego czesto nam brakuje. Motywacja do pracy, do brniecia naprzod, do wstania rano i udania sie na brudny przystanek autobusowy. I tak dalej. Motywacja powinna byc motorem dla naszych dzialan, owszem. Sek w tym, ze z dnia na dzien, w moim przypadku rzecz jasna, jest z tym coraz gorzej. Zaczynam dochodzic do wniosku, ze moze powinnam spojrzec prawdzie w oczy i wydac diagnoze: masz kochana tendencje do popadania w depresje, plawisz sie w pesymizmie i nie ma co zaprzeczac, nigdy nie bedziesz optymistka z odwaga patrzaca w paszcze potwora.
 Kurde, przynajmniej udalo mi sie to napisac i sie nie rozplakac!
Przez moje prawie 30 letnie zycie chcialam tak naprawde byc kims, kim nigdy nie bede. Ci usmiechnieci ludzie, odnoszacy sukcesy, majace normalne zycie. Jestem w nich wpatrzona, opamietuje sie tylko wtedy, gdy widze bezdomnych na ulicy. Wtedy dociera do mnie, ze moglo byc o wiele gorzej. Ale wlasnie, tylko wtedy. Pragnienie szczescia, pieniedzy, poczucia bezpieczenstwa i komfortu jest silniejsze juz chyba nawet o logicznego rozumowania. Praca na rynku produktow luksusowych wcale nie pomaga...
Czuje wewnetrzny konflikt i co gorsza, wiem ze musze go sama rozwiazac! Przejezdzam przez najlepsze dzielnice miasta, gdzie po ulicach chodza sobie bogaci i uprzywilejowani, a ja zapierdalam w trzesacym sie na wszystkie strony busie. Niezle, cholera. Ludzie wydajacy tysiace, niezaleznie od waluty, na rzeczy typu ciuchy, bizuteria... Zupelna abstrakcja. 
Kiedys spytalam moja lepsza polowe, czy wg niego jestem materialistka. Odpowiedz byla natychmiastowa: NIE. Czyzby?
Czy to juz obsesja i problem? Nie wiem... Ale czuje, ze w tej kwestii moj D-Day coraz blizej...
Chcialabym uciec. Daleko.

Brak komentarzy: