TIBETE LIVRE JÁ!!!

sobota, 10 września 2011

Sztuka na scianie.

No to sie wzielam za siebie... Po dniach gniewu i smutku nadeszla pora na male katharsis. W ramach oczyszczania umyslu z dolujacych mnie wizji postanowilam ozdobic czyms nasza sciane. Sciana jest pomalowana na nieokreslony kolor, farba jest stara, a sciana nierowna. Zupelnie jak w moim pokoju w Polsce (!). Some things will never change, I guess...No tam, niewazne. 
Pomysl byl taki, zeby zakryc chocby kawalek tej sciany bez wyrazu czyms ladnym, aczkolwiek prostym i subtelnym. Wybor padl na kartki nadsylane przez babcie i ciocie z roznych miejsc typu Polska, Niemcy czy Hiszpania. Po selekcji dokonanej przy wsparciu meza kilka widokowek zostalo skonfigurowanych na podlodze, i przygotowanych do przymocowania do sciany. Sek w tym, ze nie wiedzielismy jaka technika bylaby najlepsza. Ale jak to w zyciu bywa, los zadecydowal sam. Bo po pierwsze, bylo za pozno na wbijanie gwozdzi. A my badz co badz, mimo halasow zza scian pragniemy represent dobre maniery... Po drugie, nie mamy mlotka. Po trzecie, jedyne co moglo sprawic, ze pocztowki utrzymalyby sie na scianie to tasma klejaca. Taka z serii "wszystko przylepie i to na dobre". No wiec mamy, nasz artwork. Jak w Apartment Therapy normalnie.huahuahua...
Nie, to niestety nie nasza sciana. To fotka z wlasnie Apartment Therapy. Naszego zdjecia nie zamieszcze, bo wstyd. No i swiatlo mamy do dupy ;P

Brak komentarzy: