TIBETE LIVRE JÁ!!!

niedziela, 4 września 2011

Jeszcze tu jestem.

No, ale mi swietnie idzie pisanie regularnie, nie powiem... No ale dobra, jeszcze tu jestem i pisze! Nie na darmo czlowiek jest Koziorozcem. He he..
Ostatnio nachodza mnie rozne mysli odnosnie przyszlosci, wartosci naszych marzen. Widze tylu ludzi, ktorzy ograniczaja swoje zycie, zadowala ich intelektualnie niewiele. Dla wielu mieszkanie, samochod, wyjscie do restauracji i ogladanie filmow w przepelnionych kinach w centrach handlowych to synonim samorealizacji i szczescia. Mimo, ujmijmy to tak, braku stabilizacji finansowej, nie zazdroszcze im. Czasami tak, w chwilach kryzysu swiatopogladowego, zazdroszcze komfortu. Bo tacy ludzie nie musza sie martwic wieloma rzeczami, ktore na codzien kraza nade mna niczym burzowa chmura. Ale jednak, cholera, nie o to w zyciu chodzi nie? Mam swoje marzenia i ambicje ograniczyc do tego? A ja bym chciala miec prace, ktora kocham, robic wszystko z pasja, pomagac innym, zmieniac swiat...Popcorn i coca-cola na kinowym hotelu nijak sie maja do tego... Poki co pracuje w branzy, ktora jest mi obca, nie pomagam absolutnie nikomu, pomijajac prezesa firmy, ktory dzieki mnie sprzedaje wiecej. Ale swiat nie jest przez to bardziej sprawiedliwy czy ekologiczny. Ale z pracy odejsc w tej chwili nie moge, musze przetrwac i zrobic to w najlepszy mozliwy sposob. Ale nie jestem w stanie porzucic moich marzen. To marzenia i nadzieja trzymaja mnie w pionie. Gdyby nie one, bylabym teraz daleko stad, z poczuciem kleski jedzac zupe pomidorowa w kuchni mojej mamy. A jestem tu. Jakims dziwnym trafem znajdujac codziennie sily, zeby wstac i brnac w blocie naprzod. Sama dla siebie jestem zagadka szczerze mowiac. Niby skad mam sile? Dlaczego nie rzuce tego wszystkiego w cholere? Niby to oczywiste, ale nie do konca...
Dobra, lepiej skoncze, bo znow chaos tu panuje...
 Fotka stad

Brak komentarzy: